Opolanin jest zawodowym kierowcą. W poniedziałek (30 listopada) wyjechał w trasę, a krótko po tym pojawiły się u niego pierwsze objawy choroby. Ratował się popularnymi lekami na przeziębienie.
- One pomogły i wydawało się, że kryzys został zażegnany - relacjonuje jego żona. - W piątek mąż wrócił do domu bardzo osłabiony, miał stan podgorączkowy. Dwa dni później stracił węch. Wtedy już wiedzieliśmy, że to prawdopodobnie koronawirus.
Mężczyzna jeszcze tego samego dnia skontaktował się z lekarzem nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej i dostał skierowanie na test. Jego żona, nauczycielka przedszkolna, uznała, że to oczywiste, iż w takiej sytuacji nie powinna ruszać się z domu, bo i ona z dużym prawdopodobieństwem jest zakażona.
- Na infolinii sanepidu dowiedzieliśmy się, że dopóki mąż nie ma zakażenia potwierdzonego testem, jestem wolnym człowiekiem, czyli mogę iść do pracy, na zakupy i gdzie tylko chcę. Tłumaczyłam, że to chyba niezbyt rozsądne, bo pracuję z niepełnosprawnymi dziećmi. Nie pomogło, bo podobno takie są przepisy - wspomina czytelniczka.
Kobieta skontaktowała się ze swoją przełożoną i obie uznały, że przyjście w takiej sytuacji do pracy byłoby igraniem z życiem i zdrowiem innych. Nawet jeśli pozwalają na to przepisy.
- Miałam do wyboru: albo skorzystać z urlopu wypoczynkowego albo zgłosić się na teleporadę do lekarza pierwszego kontaktu i - kłamiąc jak z nut - wymienić, jakie mam objawy. Bo nie miałam żadnych - mówi Opolanka, która ostatecznie zdecydowała się skorzystać z urlopu. - Praca z dziećmi niepełnosprawnymi jest specyficzna. Nie odepchnę ich przecież, kiedy one potrzebują się przytulić. Dlatego nie wyobrażałam sobie, żeby pójść do pracy i narazić kolejne osoby. W grupie jest 20 dzieci, do tego dochodzą inni pracownicy, z którymi miałabym kontakt. Wszyscy ci ludzie wróciliby do domów, do swoich rodzin i być może zakazili kolejnych. W głowie mi się to nie mieści.
Zapytaliśmy sanepid o ten absurd w przepisach.
- Od 3 listopada w odniesieniu do osób wspólnie zamieszkujących z podejrzanym o zakażenie, u którego zlecony został test, nie ma obowiązku kwarantanny - informuje Małgorzata Gudełajtis z WSSE w Opolu. - Od momentu uzyskania przez osobę poddaną badaniu pozytywnego wyniku, kwarantanna dotyczy osób ze wspólnego gospodarstwa.
Obawy Opolanki i jej męża nie były bezpodstawne. We wtorek mężczyzna dowiedział się, że jest zakażony, dlatego dziś już oboje nie mogą wychodzić z domu.
- Strach pomyśleć, ile osób w podobnej sytuacji pójdzie do pracy. Na przykład dlatego, że jest grudzień i nie każdy ma jeszcze urlop do wykorzystania - kwituje czytelniczka.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?